Edukacja zdalna zaskoczyła nas wszystkich.
Nie czułam się do niej przygotowana - mimo, że TIK nie stanowi dla mnie problemu.
Nauczanie na odległość to jednak coś więcej niż tylko stosowanie narzędzi.
Musiałam nauczyć się, jak utrzymać relacje z uczniami,
którzy są również w trudnej i nieznanej im rzeczywistości.
Wciąż mam setki pytań. Ile zadawać? Ile lekcji on-line?
Jak tłumaczyć? Komu pomóc i jak? Za mało? Za dużo? itd.
Potrzeby uczniów też są różne - co wyszło w robionych przeze mnie ankietach.
Jedni chcą tylko wysłania zadań, drudzy tylko lekcji on-line.
Jedni więcej zadań plastycznych i kreatywnych, drudzy tylko z podręcznika.
I takich skrajności jest więcej.
Nie jest to łatwe zadanie i nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się
wypracować system, który zadowoli nas wszystkich - mnie, uczniów, rodziców.
W zeszłym tygodniu z klasami 6 postanowiłam pracować w grupach.
Uczniowie mieli razem napisać opowiadanie.
Nie wiedziałam, jak nam to wyjdzie i czy w ogóle się uda.
Pisałam o moim pomyśle TUTAJ.
Dzisiaj chciałam Wam pokazać efekty.
Uczniom zdarzają się drobne błędy, proszę o wyrozumiałość :)
Uczniom zdarzają się drobne błędy, proszę o wyrozumiałość :)
Wczoraj dostałam pierwszy komplet - opowiadanie spisane i nagrane.
Do tego jeszcze rysunek (co nie było obowiązkowe).
Członkowie grupy uzupełnili również ankietę, w której pytałam, jak przebiegała ich praca.
Zwróćcie uwagę, jak podzielili się pracą. Każdy miał swój wkład.
NAGRANIE OPOWIADANIA:
OPOWIADANIE - grupa 2 6b: Hania, Julka, Klaudia, Karolina i Olek.
Nastoletni Jasper był właśnie w drodze do
szkoły. Nikt nie podejrzewał, że skrywał mroczny sekret. Będąc wśród rówieśników nie zwracał
na siebie zbytnio uwagi, chyba że przygrzało słońce, w takie dni zawsze miał
przy sobie parasolkę. Nikt tak naprawdę nie wiedział po co. Zdradzić wam ten
sekret ?
Cześć jestem Jasper nastoletni wampir,
wszyscy myślą, że mam 17 lat, jednak jestem dużo starszy, tak na prawdę mam 324
lata. Jak każdy wampir jestem zabójczo przystojny, ale również bardzo blady .
Wróćmy do rzeczywistości właśnie
skończyłem nudną matematykę. Wracając do domu dostałem dziwnego SMS z prośbą
spotkania w opuszczonym kościele o
północy. Przyszedłem w umówione miejsce, choć nie wiedziałem, kto do mnie
napisał. Było ciemno i ponuro. Spotkałem tam starszego mężczyznę ubranego w drogi garnitur z
wąsikiem. Wydawało mi się, że go znam ,tylko nie pamiętałem skąd..
Podszedł do mnie i powiedział:
– Witaj Jasper
– Skąd zna pan moje imię ?
– Jestem starym znajomym twojego ojca, wiem, jaki
skrywacie sekret.
– Po co mnie pan tu wezwał ?
– Jestem Bruno.
Wezwałem cię po to, abyś mi pomógł.
– Ale w czym ?
– Moją córkę Azarę porwano dla okupu, musisz mi pomóc ją
uratować.
– Dlaczego akurat ja ?
– Ponieważ tylko tobie mogę zaufać. Wszystkie potrzebne
informacje znajdziesz w tej torbie. I
bym zapomniał.
*Przybiega rasowy golden
retriver.
– To jest Cerber,
najlepszy przyjaciel Azary. Pomoże ci ją odszukać.
– Na to się nie zgadzałem! No dobra, pomogę ci ją odszukać.
– Dziękuję, jestem twoim dłużnikiem. Wyrusz z samego rana.
–
*Po czym Bruno odsuwa się w
cień i znika bez śladu.
Wróciłem do domu. Nie do końca docierało
do mnie, co się właśnie stało. Postanowiłem zajrzeć do torby. W środku
znalazłem: fałszywe dokumenty, broń i
najpotrzebniejsze informacje dotyczące sprawy, na spodzie było zdjęcie jakiegoś
mężczyzny. Był to nie jaki Bruce Wayne.
Od razu poznałem tego gościa, niestety
zbytnio się nie lubiliśmy, wręcz nie
cierpieliśmy. Przynajmniej wiedziałem, gdzie jej szukać - Tokyo.
Z samego rana 'pożyczyłem' auto ojca i
pojechałem na lotnisko. Kupiłem bilet i wsiadłem na pokład, po siedmiu
godzinach wylądowałem na lotnisku w Tokyo. Musiałem się dostać do najbardziej
strzeżonego domu w całej Japonii. Zatrzymałem się w pobliskim barze, żeby coś
zjeść, a później siadłem na motor, który stał przed barem i ruszyłem.
Dopiero po chwili zauważyłem, że goni mnie
banda Japończyków. Zaczęli do mnie strzelać, na szczęście miałem przy sobie
moją parasolkę kuloodporną, która później posłużyła mi jako broń. Gdy ich zgubiłem,
przypomniałem sobie, że zostawiłem
Cerbera przed barem, gdzie jadłem. Ale postanowiłem po niego nie wracać,
ważniejsze było uratowanie Azary.
Dojechałem do celu i zacząłem obserwować
dom, aby obmyślić plan działania.
-
AAAAAAAŁŁŁ! – to Cerber ugryzł mnie w
tyłek.
- Cerber! Co ty wyprawiasz!!!!!!!!!!! Skąd się tu wziąłeś? ZŁY PIES!!!!!!! Ale
dobrze, że mnie znalazłeś.
Strażnicy
zaczęli coś podejrzewać, ruszyli w moim kierunku. Wtedy Cerber zaczął mnie ciągnąć za nogawkę w stronę krzaków.
Zachwiałem się i nastała ciemność.
Obudziło mnie lizanie Cerbera, jak wstałem,
strażników już nie było. Wtedy wkroczyłem do akcji. Powoli zacząłem otwierać
drzwi, gdy nagle coś rzuciło mi się na plecy. Zacząłem się szamotać, w końcu zrzuciłem napastnika. Gwałtownie się
obróciłem i zobaczyłem wielkiego wilczura, na którego rzucił się Cerber.
Zaczęli się szarpać i gryźć, a ja skorzystałem z sytuacji i wszedłem do środka.
Powoli skradałem się, gdy zza rogu wyskoczył jeden strażnik a za nim drugi,
byłem już zmęczony i głodny. Uznałem, że nie będę walczyć z takimi mięczakami
więc zaspokoiłem mój głód. Gdy już obaj leżeli u mych stóp, ruszyłem dalej.
Nagle
strażnicy zaczęli mnie otaczać, uświadomiłem sobie, że wpadłem w pułapkę.
Usłyszałem za sobą klaskanie i nagle zza rogu wyłonił się Bruce Wayne. A koło
niego stała związana i pobita Azara.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz